Było to tak: Włóczyłem się bezwiednie po lesie, aż doszedłem
do rzeki przecinającej Puszczę. Przy brzegu czekał na mnie porzucony kajak,
którym puściłem się z nurtem. I wtedy wszystko wokół przemówiło.
Zobaczyłem dziesiątki
zamieszkujących Puszczę duchów. Ulatniały się z mchów, drzew, traw, krzewów, grzybów,
kamieni, ziemi, ptaków, owadów i gryzoni i kierowały się w moją stronę. Czułem
jak przelatują przeze mnie. To było takie delikatne łaskotanie. Każdy z nich przez
to mgnienie przekazywał mi swoją historią. Stopniowo wypełniałem się tymi
opowieściami. Gdy ostatni z duchów zdradził mi tajemnicę, zamknąłem oczy. Ujrzałem
Puszczę w pełni, jej ogrom, złożoność i historię począwszy od pierwszego ziarna.
Kajak spływał z nurtem, a ja trwałem w tej ekstazie. Ocknąłem się dopiero, gdy
łódka utknęła w trzcinach. Wtedy zrozumiałem, co się ze mną stało.
środa, 10 grudnia 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
- Już kilka razy wieczorem było tak, że po calym dniu przemyśleń, wszystko stawało się dla mnie jasne, już wiedziałem, w wielkim podniec...
-
Jeden ze starszych sympatyków Puszczy opowiadał mi o pewnej pladze sprzed lat, która dotknęła obrzeży lasu, i o tym jak ją skutecznie zw...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz