czwartek, 16 kwietnia 2020

Ekspansja zieleni

Gdy ze szpar w podłodze zaczął wyrastać mech, trawa, a przez szczeliny w oknach przedostały się pnącza, uznali, że zamykanie się przed tą niepohamowaną ekspansją nic nie da. Nie odważyli się jednak wyjść z ukrycia, siedzieli w szafie i przez uchylone drzwi obserwowali procesje mrówek, chrząszczy i innych niezidentyfikowanych insektów, które zdobywały kolejny skrawek terenu, metr po metrze. Słuchali odgłosów stóp, łażących nad ich głowami, stworzeń, drapanie, szelest, pomruki, wreszcie serię uderzeń dzięcioła poszerzającego szpary w oknach. Nocą odgłosy były trochę inne, mniej intensywne, ale nie ustawały. Druga zmiana nie próżnowała. 
Dopiero, gdy do mieszkania dostały się większe zwierzęta i zaczęły obwąchiwać szafę, drapać ją i podgryzać, nie wytrzymali. Przepłoszyli je tłukąc w drzwi i krzycząc. I wyszli.
Wokół zieleń zdobywała ściany, podłogę, sufit. Podeszli do okien, rozgarnęli pnącza i zamarli. Puszcza wypełniła widok. Nie było już śladu po Wielkim Mieście. Wydmy zabrały budynki, pnącza zadusiły kable, rury, latarnie, anteny. Po ulicach nic nie zostało. Pewnie żeby znaleźć po nich ślad, trzeba by było kopać tak głęboko, jak po kości dinozaurów. Tylko niebo pozostawało nietknięte. Słońce oślepiało jak dawniej.

środa, 8 kwietnia 2020

Rowerowa kwarantanna

Kilka miesięcy temu miałem sen. Jechałem przez nieokreślony, anonimowy las obładowany papierem toaletowym. Wystawał z sakw, leżał na bagażniku przyczepiony ekspanderem. Jechałem w ciszy, wokół nie było nikogo. Las niemy, jak niemy może być las w snach. Nic się później nie stało. Ale zapamiętałem go przez ten papier. Rzadki widok. Targać tyle rolek pod osłoną lasu. Absurd.
Teraz jadę tym samym lasem, zamiast papieru z sakwy wystaje mi 5 litrowy palindrom OMO. Jadę z niemieckiego sklepu, bo tam chemia najlepsza. Jakoś tak naokoło, tak, że muszę minimalnie przyciąć las. Wyposażony w rachunek, jechałbym legalnie, gdybym oparł się pokusie i  nie wjechał w las. Jadę, jak we śnie, prawie bezdźwięcznie, przytulony do kierownicy, dyskretnie jak myszka. Ale las zupełnie odwrotnie, jakby chciał mnie zasłonić ścianą dźwięków. Cały świergocze, śpiewa. To chyba kosy? Tak, kosy. I rudziki? I jeszcze muchołówki? Już chyba wróciły?

Szczelina 4.0 Zaginięcie

                                                                                                                                            ...