Na biwaku, na skraju Puszczy historia nie dawała o sobie zapomnieć.
Przychodzili razem ze zmierzchem: wysokie buty, hełmy, rogatywki,
zdekompletowane mundury. Odkładali broń, siadali przy ogniu, grzali
dłonie i mówili, że tamci już blisko, że trzeba się przedzierać w głąb
lasu, że Miasto padło. Gdy ognisko przygasało, powoli, pojedynczo
znikali.
Później, już we śnie przychodzili tamci, słyszałem zbliżającą się
obławę, szwargot ich komend, psy, ryk motorów. Na wpół świadomy,
starałem się opanować, zatrzymać galopujące myśli. I gdy wreszcie
wyrwałem się z tego koszmaru i rozsunąłem namiot, dostrzegłem w
ciemności tylko ścianę lasu rozświetloną przez łunę śpiącego spokojnie
Miasta.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
- Już kilka razy wieczorem było tak, że po calym dniu przemyśleń, wszystko stawało się dla mnie jasne, już wiedziałem, w wielkim podniec...
-
Jeden ze starszych sympatyków Puszczy opowiadał mi o pewnej pladze sprzed lat, która dotknęła obrzeży lasu, i o tym jak ją skutecznie zw...
I byłem tylko człowiekiem, co siedzi przed płomieniem,
OdpowiedzUsuńI klęka i poprawia popiół paleniska.
Ani więcej ani mniej. Na ścianie złotym cieniem,
Co klęka i poprawia popiół paleniska.
Cz.M.