W tamten dzień nad podszyciem Puszczy zawisła wielka pajęcza sieć. Gęste
wiązki nici umocowane do pni wysokich drzew rozchodziły się i łączyły ze sobą. Nienaprężone liny kładły się na wierzchołkach krzewów i drzewek, tworząc nad tą warstwą lasu kopułę.
Urzeczony tym widokiem wdarłem się pod nią.
Urzeczony tym widokiem wdarłem się pod nią.
Z dna lasu, przez gałęzie i plątaninę nici
przedostawało się niewiele światła, pojedyncze promienie, refleksy, a powietrze
uwięzione pod tym sklepieniem robiło się coraz cięższe, malaryczne. Z trudem
łapałem oddech. W pewnym momencie sieć nade mną naprężyła się i zauważyłem coś,
co równie dobrze mogło być majakiem, przewidzeniem - długie odnóża poruszające
się sprawnie po tej plątaninie lin, później odwłok i wreszcie łeb pająka olbrzyma.
Stwór podszedł do mnie i zdjął maskę. Pod nią ukrywał się właśnie on...
Stwór podszedł do mnie i zdjął maskę. Pod nią ukrywał się właśnie on...