sobota, 16 listopada 2019

Jesienny spacer z psem

Olbrzymi, rozciągnięty na ziemi, pies nie myślał się podnieść. Leżał w miejscu, gdzie zwykle zaczynała się Puszcza. Miał potarganą, nierówną sierść w brązowe i zielone plamy. Mimo całej niepewności, co się stanie, zbliżałem się do niego.

Z daleko był dobrze widoczny, nie mogłem go pomylić z niczym innym, ale z bliska już nie byłem tego pewien. Tlący się we mnie lęk przed nagłym atakiem tego olbrzyma gasł z każdym metrem. Podjechałem jeszcze bliżej i zarys psa rozmył się. Zamiast niego stała przede mną Puszcza. Rzuciłem do niej z ulgą: w co się jeszcze potrafisz zmieniać, żeby zwodzić przybyszów? Odpowiedziała: lepiej nie pytaj. W najgorszych koszmarach nie ma takich stworzeń. Ciesz się, że dla ciebie stałam się tylko wielkim, łagodnym psem.

poniedziałek, 11 listopada 2019

Jak nie zaginąć w lesie. Porada dla grzybiarzy

Tej jesieni znowu media zasypują nas informacjami  o zniknięciach grzybiarzy. W większości są to zwykłe kilkudniowe zaginięcia. Większość z nich wynika z pewnej ludzkiej niedoskonałości, z której nie zdajemy sobie sprawy. 

Człowiek pozbawiony punktu orientacyjnego idzie po linii krzywej, która wygina się z każdym krokiem coraz bardziej, tworząc pętlę. Po dużej pętli, niczego nie świadomi, robimy kolejne coraz mniejsze, aż wreszcie drepczemy prawie w miejscu.
W lesie w pochmurny jesienny dzień trudno o charakterystyczny punkt, słońce ukryte, a wszystkie drzewa wydają się identyczne.

Skręcamy mimowolnie, nieświadomie, nie z powodu asymetrii ciała, jak wcześniej sądzono, ale na skutek narastających odchyleń, które powstają gdzieś w uchu wewnętrznym. 

Opracowuję właśnie sposób, jak pomóc błędnikowi w takich warunkach. Na razie testy są bardzo pomyśle. Zastosowałem metodę, która sprawdza się w przypadku chorób lokomocyjnych tj. akupresurę. Zakleiłem pępek plastrem i z zasłoniętymi oczami ruszyłem po podwórku, a obserwatorzy z wysokości balkonu oceniali moją próbę. Zgodnie uznali, że szedłem po prostej, choć dla każdego z nich linia prosta znaczyła coś innego. Dla starszego syna szedłem po linii prostej jak łuk, dla młodszego jak złamany patyk. Nie chcieli się ze mną zgodzić, że prosta może być tylko jedna, taka jak np. kij od mopa. Krzyczeli, że każdy może mieć swoją prostą, i że ich jest najlepsza. Zgodziliśmy się w jednym, że choć nie wiadomo jak, to udało mi się dotrzeć do celu. Następnie przeniosłem się na balkon, a trasę przeszedł starszy syn. Pokonał ją z powodzeniem, ale szedł wyraźnie po łuku. Po nim zadanie sprawnie wykonał młodszy, który zboczył z trasy, ale zaraz na nią wrócił i wyszedł mu właśnie złamany patyk. Obaj oczywiście zarzekali się, że szli po prostej, a ja wkurzony po tym ich wyczynie, przerwałem testy, uznałem, że albo ta metoda wymaga jeszcze dopracowania albo smarkacze robią mnie w konia.

Szczelina 4.0 Zaginięcie

                                                                                                                                            ...