sobota, 2 maja 2020

Jak odnaleźć drogę, gdy zmierzcha

Jeśli zgubiłeś się w lesie, telefon padł, a wszystkie, wybrane do tej pory, ścieżki prowadziły cię donikąd i mimo mobilizacji i adrenaliny, wypełnia cię z każdym krokiem, minutą ku nocy, coraz większe przerażenie, wiedz, że nie jesteś wcale na straconej pozycji.
Na początku odczaruj noc. Noc w puszczy to nie wyrok, tygrysy, pytony bywają tu naprawdę rzadko i raczej gościnnie, wilki też cię nie ruszą, zapomnij i o szczelinie, przecież i tak w nią nie wierzysz, spodziewaj się raczej chłodu i robactwa, ale od tego nie umrzesz.
Jak już odczarujesz noc i uspokoisz oddech, działaj. Gdy zmierzcha, poszukaj księżyca, najlepiej półksiężyca, pewnie już wzeszedł, poprowadź linię od jednego jego rogu do drugiego i przeciągnij ją do horyzontu. Punkt przecięcia wyznaczy mniej więcej południe.
Gdy się całkiem ściemni, czytaj również z gwiazd. Każdy potrafi odszukać Wielki Wóz, wyskocz z niego w górę, a nadziejesz się na Gwiazdę Polarną, ona wyznacza północ.
Gorzej, gdy niebo nie da ci żadnych znaków, nie dojrzysz półksiężyca, ani gwiazd. Wtedy pozostaje ci szósty zmysł. Zresetuj się, oczyść z wszelkich myśli, cywilizacyjnego dorobku, najlepiej  przyśnij, przebudź się i natychmiast rusz w kierunku domu. Wiele zwierząt, w tym człowiek, mają w sobie zmysł magnetyczny, wyczuwają pole ziemi i potrafią je wykorzystać w nawigacji. Ale ten dar u ludzi zanika i trudno go w sobie odnaleźć, wysupłać z gąszcza myśli, emocji, wrażeń. Jak ci się uda i go wyłuskasz i posłuchasz, jeszcze tej nocy będziesz w domu.


czwartek, 16 kwietnia 2020

Ekspansja zieleni

Gdy ze szpar w podłodze zaczął wyrastać mech, trawa, a przez szczeliny w oknach przedostały się pnącza, uznali, że zamykanie się przed tą niepohamowaną ekspansją nic nie da. Nie odważyli się jednak wyjść z ukrycia, siedzieli w szafie i przez uchylone drzwi obserwowali procesje mrówek, chrząszczy i innych niezidentyfikowanych insektów, które zdobywały kolejny skrawek terenu, metr po metrze. Słuchali odgłosów stóp, łażących nad ich głowami, stworzeń, drapanie, szelest, pomruki, wreszcie serię uderzeń dzięcioła poszerzającego szpary w oknach. Nocą odgłosy były trochę inne, mniej intensywne, ale nie ustawały. Druga zmiana nie próżnowała. 
Dopiero, gdy do mieszkania dostały się większe zwierzęta i zaczęły obwąchiwać szafę, drapać ją i podgryzać, nie wytrzymali. Przepłoszyli je tłukąc w drzwi i krzycząc. I wyszli.
Wokół zieleń zdobywała ściany, podłogę, sufit. Podeszli do okien, rozgarnęli pnącza i zamarli. Puszcza wypełniła widok. Nie było już śladu po Wielkim Mieście. Wydmy zabrały budynki, pnącza zadusiły kable, rury, latarnie, anteny. Po ulicach nic nie zostało. Pewnie żeby znaleźć po nich ślad, trzeba by było kopać tak głęboko, jak po kości dinozaurów. Tylko niebo pozostawało nietknięte. Słońce oślepiało jak dawniej.

środa, 8 kwietnia 2020

Rowerowa kwarantanna

Kilka miesięcy temu miałem sen. Jechałem przez nieokreślony, anonimowy las obładowany papierem toaletowym. Wystawał z sakw, leżał na bagażniku przyczepiony ekspanderem. Jechałem w ciszy, wokół nie było nikogo. Las niemy, jak niemy może być las w snach. Nic się później nie stało. Ale zapamiętałem go przez ten papier. Rzadki widok. Targać tyle rolek pod osłoną lasu. Absurd.
Teraz jadę tym samym lasem, zamiast papieru z sakwy wystaje mi 5 litrowy palindrom OMO. Jadę z niemieckiego sklepu, bo tam chemia najlepsza. Jakoś tak naokoło, tak, że muszę minimalnie przyciąć las. Wyposażony w rachunek, jechałbym legalnie, gdybym oparł się pokusie i  nie wjechał w las. Jadę, jak we śnie, prawie bezdźwięcznie, przytulony do kierownicy, dyskretnie jak myszka. Ale las zupełnie odwrotnie, jakby chciał mnie zasłonić ścianą dźwięków. Cały świergocze, śpiewa. To chyba kosy? Tak, kosy. I rudziki? I jeszcze muchołówki? Już chyba wróciły?

poniedziałek, 30 marca 2020

"Samica"

Nad Wielką Rzeką, naprzeciwko Puszczy, nadciągają nowi turyści, nie nazwałbym tego wzmożonym ruchem, ale zmianę da się zauważyć. Władze zamknęły sąsiadujące lasy i wielu przypomniało sobie o nadrzecznych chaszczach. Już nie wybrzydzają, biorą co zostało. Wyjeżdżają z Wielkiego Miasta, zostawiają samochody po bezpiecznej, oswojonej stronie wału i zanurzają się, nie bez obaw, w nadrzeczną dzikość. W jej królestwo.
Kapryśna, neurotyczna rzeka traktowała swoje włości ciągnące się od samicy do wału wedle swojego widzimisię. Z pozoru leniwa, niemrawa z całą bezwzględnością wylewała, zalewała, oblewała, kiedy jej przyszła ochota. Tam puściła odnogę, przepoławiając łąkę, inną amputowała, pozostawiając samą sobie. Tu ścięła brzeg, topiąc dobytek brzegówek, tam odsłoniła szerokie płachty plaż, pozostawiając małże na wolne i nieodwołalne wysychanie. Najgorzej było, gdy wielka samica opiła się zbytnio, nażarła, napęczniała. Wtedy zalewała dużo dalej, poza swoim rewirem z pozoru bezpieczne miejscowości, ludzi i ich wał robiąc w wała. 
Ale rzeka ostatnio się zestarzała. Człowiek już się o to postarał, żeby zbrakło jej sił i animuszu. Poziom niski, ciśnienie coraz słabsze, napady agresji kontrolowane.


Nowi turyści pamiętają jednak tę starą rzekę. Wchodzą więc ostrożnie, z należnym respektem między wielkie, połamane, gdzieś wysoko w koronach, sokory (tylko olbrzym mógł je tam drasnąć). Wkraczają w krainę nieskrępowanej zieleni, trajkoczących ptaków, wszechobecnych, nadtrawionych przez rzekę i wyplutych śmieci, przypadkowych ścieżek donikąd, zawieszonych nad przepaścią polonezów i ich szaleńczo odważnych kierowców-wędkarzy (jak on tam wjechał?) i nie czują się zbyt pewnie, ale nie rezygnują. Brak alternatywy i przede wszystkim ciekawość (to co już zdążyli zobaczyć i nie odzobaczą) pcha ich w głąb, w tę jedyną dostępną egzotykę, paradoksalnie bardziej im obcą niż Srilanki, Gwatemale, Tajlandie, Bali. 
Ps. Zapomniałem wam wyjaśnić skąd ta "samica". Nie jest to moja licentia poetica. O tym następnym razem. 

poniedziałek, 24 lutego 2020

Mgła według Tomasza

W szarej zimowej mgle nadrzeczne topole zanikają. Niewprawne oko przestaje je odróżniać od otoczenia. To zwykle tylko jeden odcień różnicy, przeważnie ten w stronę szarości. Oczywiście gdy podejdziemy bliżej, drzewo nieśmiało wyłoni się z tła. Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości, że to białodrzew, a nie wybryk mgły najlepiej je dotknąć, potrzeć palcami gładką, śliską od wilgoci korę. Poszukać przetchlinki, wymacać ją. Spokojnie, to nie rana, nie boli, a lepiej sprawdzić, niż brać na wiarę. 

Szczelina 4.0 Zaginięcie

                                                                                                                                            ...