Po tym jak te tereny zamieniono w rezerwat, miejscowi ludzie
zostali pozostawieni sami sobie. Zapomniały o nich władze, nie chciało ich
Wielkie Miasto. Wierna była im tylko Puszcza, w której zaszyli się jeszcze
głębiej. I tak oderwani od cywilizacji stopniowo dziczeli. Przestali posyłać
dzieci do szkoły, chodzić do kościoła, wyjeżdżać do pracy. Żyli z
emerytur, zasiłków i tego co przynieśli z lasu. Wiadomości nie docierały do
nich zbyt często, szerzył się analfabetyzm i różne zarazy. Za to żyli w coraz
ściślejszej symbiozie z Puszczą, wrócili do wierzeń przodków, składali ofiary
pod wielkim dębem i rozmawiali z duchami lasu.
Władze, gdy wreszcie się ocknęły i przypomniały sobie o porzuconych
obywatelach, wysłały na miejsce pracowników socjalnych. Jednak niewielu z nich
dotarło do celu. Las zamykał się przed nimi, wyrastał zielony mur, znikały
drogi, ścieżki, musieli się przedzierać przez skomplikowany labirynt, karczować
przejście, wytyczać nowe trasy. Nieliczni, którzy dopięli celu spotkali się z
bardzo niemiłym przyjęciem. Sztachety cięły powietrze, kamienie świstały tuż
nad uszami. Uciekli więc w las. Powrót przez Puszczę okazał się zdecydowanie
łatwiejszy, każda droga stała przed nimi otworem. Wybrali tę najkrótszą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz