Krążą różne teorie na temat zniknięć.
Jedna z nich mówi, że gdzieś w głębi lasu, w samym jego sercu znajduje się
szczelina, w którą wpadają zwierzęta i ludzie. Szczelina jest głęboka, a może
nawet bezdenna. Nikt z niej nie ma prawa
wyjść - twierdził jej odkrywca, który zmontował specjalną ekspedycję, w
celu dokładnego zbadania tego zjawiska. Gdy jednak ekipa ekspertów dotarła na
wskazane miejsce otworu już nie było.
Odkrywca
tłumaczył się, wtedy kolegom-badaczom, że szczelina pewnie co jakiś czas
się zamyka, że wystarczy poczekać, a ona otworzy się na nowo. Ostrzegał
jednocześnie, żeby nie biwakować w miejscu, gdzie pękła ziemia, bo stanowi to
ogromne zagrożenie dla życia. Pozostałym trudno było w to uwierzyć, powierzchnia nie wyglądała w
tamtym miejscu na rozerwaną, naruszoną, podobnie jak poszycie. Członkowie
ekspedycji nie mieli jednak ochoty tak od razu wracać, las wyglądał tego dnia
naprawdę pięknie. Usadowieni więc w bezpiecznej odległości, czekali na otwarcie
razem z odkrywcą, który wytężył wzrok, wyostrzył słuch, jednocześnie
przykładając otwartą dłoń do ziemi, by łatwiej wyłapać, zwiastujące ten
tektoniczny proces, drgania.
Niestety, choć wyczuwał dłonią lekkie
drżenie nic za tym nie szło, fala zanikała, jakby Ziemi brakowało sił, żeby
rozerwać swą skorupę. Odkrywca bardzo to przeżywał, głośno ją dopingował,
krzyczał, gwizdał, wymachiwał rękami, tupał, chcąc dodać jej energii. Inni
jednak nie dostrzegali tego tektonicznego dramatu, patrzyli za to coraz
bardziej zaniepokojeni na swojego kolegę, który leżał w tym momencie na
brzuchu, wpijał się w ziemię rękami, nogami i zębami i szeptał do niej coś
nerwowo.
Ziemia jednak się nie otworzyła, więc ta
teoria nie należy do najbardziej prawdopodobnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz