Przeszukanie Puszczy zmierzało ku końcowi. Niestety, mimo
zaangażowania setki osób i specjalistycznego sprzętu nie odnaleziono śladów
zaginionych. Czekano jednak z ogłoszeniem tej informacji
do powrotu ostatniego poszukiwacza. W Puszczy został jeszcze Indianin, prawdziwy
amerykański tropiciel, przebywający u nas w
ramach programu współpracy. Liczono, że kto jak kto, ale on musi wrócić z
czymś konkretnym.
Indianin zanim samotnie wyruszył na wyprawę, zabierając ze sobą tylko kilka niezbędnych rzeczy, przestrzegł nas, żebyśmy nie spodziewali się szybkich rezultatów.
Powiedział, że musi wtopić się w Puszczę, poznać ją, przekonać do siebie. Zastrzegał, że pozyskanie zaufania
mieszkających tam stworzeń może trwać bardzo długo. Tłumaczył, że nie
wystarczy podarować drzewu lśniące kamienie, odpowiadać na śpiew
drozda, unosić się na wodzie z topikami, czy przegonić złe duchy z
nory borsuka, żeby zaczęły one mówić i wyjawiły wszystkie sekrety.
Ale powoli, wykazując się niezwykłą cierpliwością Indianin przebłagał
Wielkiego Ducha i przyroda przemówiła. Ptaki wskazały mu ścieżkę, na którą więźniowie zboczyli
z trasy biegu. Młody dąb nadstawił złamaną przez nich gałąź, chrząszcz sturlał się za nimi z wydmy, a wiatr rozwiał liście i odsłonił ślady.
W ten sposób Indianin dotarł na niewielką polanę. Trop na niej się urywał, skończyły się też podpowiedzi, przyroda zamilkła. Poszukiwacz przypomniał sobie o szczelinie i zaczął badać teren. Sprawdzał na kolanach podłoże, macał opuszkami palców ziemię, bezskutecznie prosił o pomoc mrówki. Nic nie znalazł.
W ten sposób Indianin dotarł na niewielką polanę. Trop na niej się urywał, skończyły się też podpowiedzi, przyroda zamilkła. Poszukiwacz przypomniał sobie o szczelinie i zaczął badać teren. Sprawdzał na kolanach podłoże, macał opuszkami palców ziemię, bezskutecznie prosił o pomoc mrówki. Nic nie znalazł.
Jeśli
naprawdę w tym miejscu otworzyła się pod więźniami ziemia, to nie została po tym żadna blizna i żaden świadek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz