niedziela, 17 lipca 2016

Żuki

Pamiętam, siedziałem wtedy na wysokim pagórku z widokiem na zielony szlak  przecinający polanę. Obserwowałem stamtąd wędrowców uciekających przed nadchodzącą burzą. Wiatr się wzmagał, padał już drobny deszcz. Mnie się nie śpieszyło, zakładałem, że nawałnica przejdzie gdzieś bokiem, puszczy nie ruszy, zresztą miałem dobre schronienie - nową wiatę pod rozłożystymi drzewami. Ale inni myśleli inaczej, śpieszyli do wielkiego miasta, tam burza dla nich nie straszna.
 
Wśród tych uciekinierów zauważyłem kilku rowerzystów, którzy z mojego stanowiska wyglądali jak jakieś kolorowe, pękate owady. Było ich pięciu, każdy w przeciwdeszczowym płaszcza o jaskrawym kolorze. Pędzili ile sił w nogach, a pęd powietrza wzdymał ich obszerne, plastikowe peleryny, tworząc coś na kształt wielkiego garbu. Gdy wjechali na otwarty teren polany, zderzyli się z o wiele mocniejszym wiatrem. Ich płaszcze wypełniły się powietrzem jeszcze bardziej, przypominały balony, ale oni z mozołem, jak żuki właśnie, ciągnęli ten wielki odwłok, parli do przodu.
I wtedy okazało się, że to naprawdę żuki! Gdy wichura się rozszalała, te kolorowe stworzenia uniosły się w powietrze (pewnie rozłożyły swoje chitynowe skrzydełka?) i poleciały z wiatrem, ponad drzewami, hen, hen, daleko stąd, na jakąś inną polanę.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szczelina 4.0 Zaginięcie

                                                                                                                                            ...