Marian poszedł w Puszczę i przepadł bez wieści, już od kilku dni nie ma z nim kontaktu.
Poszukujący go kolega działa w osobliwy sposób: jeździ wokół Puszczy, zatrzymuje się co kilkaset metrów i wzywa Mariana. Głos ma w prawdzie donośny, ale nie na tyle, żeby przebił się przez szpalery drzew, zasieki krzewów i dotarł daleko w głąb Puszczy, słowem, żeby te krzyki miały jakikolwiek sens. Zapytałem więc dlaczego nie szuka w samym lesie. Zdziwiony odpowiedział, że nie popełni błędu Mariana, nie wejdzie tam nawet na krok. Nie chce utknąć w Puszczy na zawsze.
Zrobiło mi się go żal. Od tamtej pory sam poszukuję Mariana, penetruję las, bagno, łąki, pytam ludzi. Owszem trafiłem na niejednego mężczyznę o tym imieniu, ale ten właściwy przepadł,
a Puszcza zatarła po nim wszelkie ślady.
I schylam się nad sobą jak nad pustą płytą.
OdpowiedzUsuń