Na pewno pamiętacie oryginalną kurację ordynatora puszczańskiego szpitala - poprzez ścisłe zespolenie z fauną i florą lasu. Otóż nie były to jego jedyne praktyki, które można uznać za
kontrowersyjne. W jego zapiskach odnaleziono drobiazgowy opis jeszcze innej
kuracji.
Przy budowie
spalarni natrafiono na sporą szczelinę, której w żaden sposób nie dało się
zakopać, budowlańcy wsypali w nią tony ziemi i nic. Wydawała się bezdenna. Ordynator
obejrzał rozpadlinę na obchodzie i uznał, że nie jest to normalne
zjawisko. Zlecił zaprzestanie robót, zainstalowanie wyciągarki i dachu nad szczeliną. Następnie zaczął studiować to miejsce. Obszedł
szczelinę kilkukrotnie, wpuszczał do niej jakieś dziwne sondy. Wreszcie sam
opuścił się w jej głąb, na tyle, na ile
starczyło liny. Wrócił bardzo przejęty i podniecony. Pobiegł do swojego gabinetu
i przygotował grafik zabiegów i ogólny zarys nowej terapii – zanurzanie w
szczelinie.
Pierwszy pacjenci zostali do niej opuszczeni na specjalnych noszach już następnego dnia. Przebywali w niej nie dłużej niż pół godziny, zawieszeni dobrych kilka metrów pod ziemią. Pobyt w tym wyjątkowym miejscu miał pomóc na wszystkie dolegliwości, zwalczać stan zapalny, wzmacniać organizm i podnosić na duchu. Ordynator już po kilku dniach zaobserwował zadziwiające rezultaty. Kuracjusze zdrowieli z dnia na dzień. Kolejka ustawiała się od samego świtu.
Pierwszy pacjenci zostali do niej opuszczeni na specjalnych noszach już następnego dnia. Przebywali w niej nie dłużej niż pół godziny, zawieszeni dobrych kilka metrów pod ziemią. Pobyt w tym wyjątkowym miejscu miał pomóc na wszystkie dolegliwości, zwalczać stan zapalny, wzmacniać organizm i podnosić na duchu. Ordynator już po kilku dniach zaobserwował zadziwiające rezultaty. Kuracjusze zdrowieli z dnia na dzień. Kolejka ustawiała się od samego świtu.
Pewnego dnia
szczelina zamknęła się niepostrzeżenie, kończąc ten przełomowy eksperyment. Poranny personel i pacjenci odnaleźli
na jej miejscu jedynie pozbawioną wszelkich blizn, czy szwów ziemię. Na
szczęście stało się to w nocy i nikt nie ucierpiał.
Nie jest to,
niestety, do końca pewne. Dokładnie tego
samego dnia, tej samej nocy uciekł rzekomo ze szpitala jeden z pacjentów z
oddziału psychosomatycznego, podobno wybiegł w las i nie wrócił. Na nic zdały
się poszukiwania. Został uznany za zaginionego. Szeptano, że winny jest ordynator, że kontynuował swoją cudowną kurację również w nocy. Nikt jednak
głośno nie potwierdził tych podejrzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz