czwartek, 21 września 2017

shinrin-yoku

Różne zjawiska, najdziwniejsze mody pojawiły się w Puszczy, zadomowiły na jakiś czas i znikły. Sam niektóre obserwowałem. Szczególnie zapamiętam fascynację dość wyjątkową wersją kąpieli leśnych, propagowaną przez prężnie działającą wówczas w Wielkim Mieście sektę. Jej guru chyba odczytał zbyt dosłownie kurację shinrin-yoku (pl. kąpiel leśna), która w Japonii zyskała sporą popularność i nie była niczym więcej niż propozycją odstresowujących  wycieczek po terenach zielonych.   
W  Puszczy tamtego lata przybrała ona zupełnie inny charakter. Guru kazał przyprowadzonym do Puszczy pacjentom rozbierać się do naga i zanurzać w poszyciu lasu, a wyznawcy, ufni w jego mądrość, posłusznie ściągali z siebie kolejne warstwy ubrań. Mogłem z mojego punktu obserwacyjnego  dojrzeć przykucnięte wśród paproci lub wylegujące się na mchu panie, które całą piersią  wdychały uzdrawiające terpeny emitowane przez drzewa i inne rośliny. Podziwiałem jak ich ciała owiewają olejki eteryczne, jak mienią na ich skórze pojedyncze krople żywicy, jak oblepiają je różnokolorowe pyłki kwiatów. Ukryty w wykrocie po sośnie sam przekonałem się do tej terapii. Pewne znaczenie miało i to, że wyznawcami sekty, były głównie kobiety, studentki  nieodległej uczelni sportowej. Obiecywałem sobie, że następnym razem podejdę do nich i poproszę, żeby mnie przyjęli do swojego grona. Niestety zbyt wcześnie tamtego roku przyszła jesień i zimno wygoniło kuracjuszy z lasu. A wiosną dotarły do Wielkiego Miasta kolejne nowinki i nikt już nie pamiętał o zdrowotnych kąpielach wśród drzew w stroju Adama i Ewy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szczelina 4.0 Zaginięcie

                                                                                                                                            ...