wtorek, 29 sierpnia 2017

Rowerem po Puszczy: Lato

Wybrałem się ostatnio na krótki wypad rowerowy. Upał już zelżał. Lekki wiatr przyjemnie chłodził. Nie miałem tego dnia nastroju na wycieczkę krajoznawczą, chciałem się pościgać, rozpędzić rower ile sił w nogach, poczuć pęd powietrza,  porządnie się zmęczyć. Z takim nastawieniem przecinałem na pełnej szybkości ciągnące się po obu stronach łąki.  
Niestety nie nacieszyłem się jazdą zbyt długo.Ogłuszający hałas tysiące rozszalałych świerszczy, podobny do terkotania  helikoptera, zagłuszył muzykę z słuchawek, nieposkromiona zieleń krzewów i traw ograniczyły moją drogę do wąskiej ścieżki, a gęsta chmura drobnych muszek przebiła się przez okulary i oślepiła mnie tak, że straciłem panowanie nad rowerem i wpadłem w wysokie trawy. Gdy z  trudem wyciągałem rower z kłębowiska pnączy, poczułem  ostre, odurzające zapachy stratowanych roślin i rozjeżdżonej ziemi, a odgłosy wszelkiej maści owadów się jeszcze wzmogły.  Podniosłem głowę i rozejrzałem się dookoła.  Byłem chyba na równiku.  Otaczała mnie brzęcząca, szeleszcząca,  sycząca ściana zieleni, jakieś dzikie królestwo. Moja głowa aż puchła od ilości bodźców, które brutalnie się do niej wdzierały. Oszołomiony, czekałem na to co się ma zdarzyć. Byłem pewien, że za kilka chwil  spadnie na mnie z nad tych traw jakiś wielki drapieżnik i będzie po wszystkim. 
Odliczałem 4,3,2,1 i …nic, uffff.... drapieżnik zniknął, a ja powoli wracałem do siebie. 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szczelina 4.0 Zaginięcie

                                                                                                                                            ...