czwartek, 19 stycznia 2017

Szczelina 5.2: Poszukiwania

Szliśmy ławą w sześciu. Badyle ciągnęły się przez kilka kilometrów, byliśmy gdzieś w połowie. Przedzieraliśmy się przez chaszcze nie bez trudu, wyschnięte, kruche łatwo ustępowały, ale było ich za dużo, niezliczone rzędy ograniczały widok do kilku metrów. Na szczęście, co jakiś czas wychodziliśmy na otwartą polanę. Mogliśmy się wtedy policzyć, nie zwalniając tempa, wymienić porozumiewawcze gesty, sprawdzić, czy wszyscy trzymają szyk. Za chwilę znów lądowaliśmy  w chaszczach, kontakt się zrywał.
Zostaliśmy wysłani na ten obszar Puszczy z misją poszukiwawczą, ale odnalezienie kogoś w takich warunkach graniczyło z cudem. Miałoby to sens, gdyby zaangażowano pułk wojska, psy i skoszono te chaszcze.  Nasz plan był prosty - sprawnie przejść tę strefę i odhaczyć poszukiwania. 
Kolejna polana przyniosła jednak wielką niespodziankę. Zauważyłem na otwartym terenie, że do naszej grupy dołączyło kilka obcych osób i  zagęściło tyralierę. Nikogo to nie zaskoczyło, szliśmy nadal zgodnie z kursem. Gdy weszliśmy na kolejny prześwit, było ich jeszcze więcej. I tym razem żaden z kolegów nie zareagował. Bardzo dziwne. Chciałem krzyknąć, zapytać, tych nowych, co tu robią, ale było już za późno, wpadliśmy znów w chaszcze, a na następną polanę wyszła już tylko nasza szóstka. Od razu rzuciłem się na kolegów z pytaniami, kim mogli być ci ludzie, i czy nie przypominali im zaginionych więźniów. Ich odpowiedź mnie przeraziła. Nie widzieli osób, o których mówiłem, nie wiedzieli w ogóle o czym mówię, radzili, żebym nie przerywał poszukiwań i zostawił żarty na później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szczelina 4.0 Zaginięcie

                                                                                                                                            ...