sobota, 14 maja 2016

Rowerem po Puszczy: Historia pewnego piórka

Puszcza była świadkiem wielkich historii, ale dzieje się tam także wiele pojedynczych dramatów. Przejeżdżałem kiedyś rowerem przez las, jedną z szerokich i niezapiaszczonych dróg. Pędziłem więc na pełnej szybkości, patyki chrupały pod kołami, drzewa znikały jedno za drugim.
W pewnym momencie dołączył do mnie mały barwny ptak, leciał na wysokości  kół, tak blisko roweru, że muskał skrzydłami obracające się z zawrotną prędkością szprychy. Nagle ku mojemu całkowitemu zdziwieniu, ptaszek przeleciał przez przednie koło z wirtuozerską sprawnością i znalazł się po drugiej jego stronie. Tę niewiarygodną sztuczkę powtarzał wielokrotnie, nic sobie nie robiąc z wirujących szprych. To było niesamowite. Wydawało mi się jakby zaplatał na kole niewidzialną nić, która dokądś mnie zaciągnie. Jechałem dalej jak w transie, zupełnie zapominając o zaplanowanej trasie. 

Niestety, ta nasza podróż została w pewnym momencie brutalnie przerwana. Przy jednym z przelotów przez koło ptaszek zahaczył o szprychę. Zarejestrowałem lekkie uderzenie,  cichy, tępy dźwięk  i odbity od koła, odrzucony gdzieś daleko drobiazg. Zatrzymałem natychmiast rower, chciałem pośpieszyć z pomocą mojemu towarzyszowi, ale nie odnalazłem nic więcej prócz piórka.
Nie dowiedziałem się już nigdy dokąd chciał mnie zabrać i kto go do mnie przysłał. Może Puszcza? Odnalezione piórko przyczepiłem do kasku. Służy mi jako talizman.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szczelina 4.0 Zaginięcie

                                                                                                                                            ...