W pewnym momencie dołączył do mnie mały barwny ptak, leciał na wysokości kół, tak blisko roweru, że muskał skrzydłami obracające się z zawrotną prędkością szprychy. Nagle ku mojemu całkowitemu zdziwieniu, ptaszek przeleciał przez przednie koło z wirtuozerską sprawnością i znalazł się po drugiej jego stronie. Tę niewiarygodną sztuczkę powtarzał wielokrotnie, nic sobie nie robiąc z wirujących szprych. To było niesamowite. Wydawało mi się jakby zaplatał na kole niewidzialną nić, która dokądś mnie zaciągnie. Jechałem dalej jak w transie, zupełnie zapominając o zaplanowanej trasie.
Niestety, ta
nasza podróż została w pewnym momencie brutalnie przerwana. Przy jednym z
przelotów przez koło ptaszek zahaczył o szprychę. Zarejestrowałem lekkie uderzenie, cichy, tępy dźwięk i odbity
od koła, odrzucony gdzieś daleko drobiazg. Zatrzymałem natychmiast rower,
chciałem pośpieszyć z pomocą mojemu towarzyszowi, ale nie odnalazłem nic więcej prócz piórka.
Nie
dowiedziałem się już nigdy dokąd chciał mnie zabrać i kto go do mnie
przysłał. Może Puszcza? Odnalezione piórko przyczepiłem do kasku. Służy mi jako
talizman.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz