Natknąłem się kiedyś w Puszczy na kobietę czuwającą nad leżącym, mocno poturbowanym
mężczyzną, jak się okazało później, jej mężem. Choć ten człowiek
wyglądał naprawdę źle (głowa wbita w ziemię, twarz tzn. widoczna jej część,
poobijana, zdeformowana, nogi , ręce dziwnie porozrzucane jak u marionetki) i według mnie wymagał pomocy lekarza, kobieta uspokajała:
- Pijany jest. Nic strasznego, wygoi się. Jak wypije, to go nosi. Jak nie wraca do rana, to idę go szukać. Dawniej to kończył w różnych melinach, u podejrzanych lafirynd, a ostatnio mu się odmieniło i łazi do Puszczy. ... Niech pan idzie, sobie nie przeszkadza. My tu trochę posiedzimy, zanim otrzeźwieje i wróci na własnych nogach. Nie będę go przecież nosiła. W sumie ładnie w tej Puszczy i tak spokojnie, i pewnie ten spokój tak mojego Starego przyciąga.
- Pijany jest. Nic strasznego, wygoi się. Jak wypije, to go nosi. Jak nie wraca do rana, to idę go szukać. Dawniej to kończył w różnych melinach, u podejrzanych lafirynd, a ostatnio mu się odmieniło i łazi do Puszczy. ... Niech pan idzie, sobie nie przeszkadza. My tu trochę posiedzimy, zanim otrzeźwieje i wróci na własnych nogach. Nie będę go przecież nosiła. W sumie ładnie w tej Puszczy i tak spokojnie, i pewnie ten spokój tak mojego Starego przyciąga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz