środa, 8 kwietnia 2020

Rowerowa kwarantanna

Kilka miesięcy temu miałem sen. Jechałem przez nieokreślony, anonimowy las obładowany papierem toaletowym. Wystawał z sakw, leżał na bagażniku przyczepiony ekspanderem. Jechałem w ciszy, wokół nie było nikogo. Las niemy, jak niemy może być las w snach. Nic się później nie stało. Ale zapamiętałem go przez ten papier. Rzadki widok. Targać tyle rolek pod osłoną lasu. Absurd.
Teraz jadę tym samym lasem, zamiast papieru z sakwy wystaje mi 5 litrowy palindrom OMO. Jadę z niemieckiego sklepu, bo tam chemia najlepsza. Jakoś tak naokoło, tak, że muszę minimalnie przyciąć las. Wyposażony w rachunek, jechałbym legalnie, gdybym oparł się pokusie i  nie wjechał w las. Jadę, jak we śnie, prawie bezdźwięcznie, przytulony do kierownicy, dyskretnie jak myszka. Ale las zupełnie odwrotnie, jakby chciał mnie zasłonić ścianą dźwięków. Cały świergocze, śpiewa. To chyba kosy? Tak, kosy. I rudziki? I jeszcze muchołówki? Już chyba wróciły?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szczelina 4.0 Zaginięcie

                                                                                                                                            ...