czwartek, 9 maja 2019

Banici


Broniąca się przed ekspansją Wielkiego Miasta, Puszcza pozostawiła na jego terenie swoje bastiony, enklawy, które wrosły na trwałe w miejski pejzaż. Kilka z tych lasków przemieniono w przyjemne, miejskie parki, ale część pozostała dzika, zaniedbana i  nadal cieszyła się złą sławą. Eksplorowałem ostatnio  jeden z nich. Przyglądałem się tamtejszej florze, ale i faunie, bo oprócz wiewiórek i ptaków, gnieździł się tam pewien dobrze znany gatunek nieszczęśników.
W tym zdradliwym lasku plątanina ścieżek, wydeptanych bez żadnej logiki przez jakiegoś niepoczytalnego planistę prowadziła w tak zwodniczy sposób, że nie potrafiłem się w nich rozeznać i gubiłem się co chwilę. Pewnie odnajdowali się w tej dziwnej układance tylko pijani, prowadził ich instynkt, albo dobrze znany eliksir kierował ich pod to drzewo, pod którym czuli się najlepiej.
Natykałem się na nich co kilka kroków. Siedzieli rozwaleni na ziemi, albo przewróconych pniach i w tym stanie wyższej świadomości bełkotali wielkie prawdy, zagłuszając świergot ptaków. Biłem starą dopóki żyła, ale nie przez to zmarła, chorowita była, albo:  wyjebałem mu … ale on mi jeszcze bardziej wyjebał, ale, jak widzicie, nie zajebał albo: na chuj mi ona i ten dom, tu mi dobrze, stąd się nie ruszę. A to wszystko działo się w blasku migoczących od słońca butelek po małpkach, rzadziej po piwie, puszek i jeszcze tych kolorowych reklamówek, zawieszonych na krzakach niczym chorągwie wygnanych rycerzy banitów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szczelina 4.0 Zaginięcie

                                                                                                                                            ...