Jeśli pacjenci nie mogą dłużej pozostawać w Puszczy, zaprośmy Puszczę do nas, zmieńmy szpital w las – uznał ordynator i od razu wprowadził ten pomysł w życie. Otwarto wszystkie drzwi, bramy i okna. A przed i w środku szpitala wyłożono w korytkach i paśnikach pokarm dla puszczańskich zwierząt.
Puszcza nie kazała na siebie długo czekać. Dziki przyszły już pierwszego dnia, później pojawiły się inne kopytne, gryzonie, zleciały się ptaki, a pewnej nocy do szpitalnej kuchni zawitał borsuk. Z każdym dniem zwierzęta czuły się swobodniej. Kuny i łasice właziły pod kołdrę i grzały pacjentów, lisy lizały zwieszone dłonie, sarny opierały pyszczek na brzegu łóżka i patrzyły ciepłymi, łagodnymi oczami. Ptaki wesoło szczebiotały. Łosie przechadzały się po salach niczym lekarze na obchodzie.
Pacjenci byli zachwyceni. Dzielili się z przybyszami swoimi posiłkami, kopali z borsukami jamy, ścigali się z dzikami, łapali jelenie za poroża, dosiadali żubrów i zanurzali dłonie w ich grzywach. Istna idylla, która trwałaby pewnie znacznie dużej, dowodząc skuteczności nowatorskiej terapii, gdyby nie podły donos i kontrola z ministerstwa.
W wyniku kontroli szpital został zamknięty, a pacjenci przeniesieni do innych placówek. Budynki opustoszały. Z czasem wchłonął je las.
poniedziałek, 14 listopada 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
- Już kilka razy wieczorem było tak, że po calym dniu przemyśleń, wszystko stawało się dla mnie jasne, już wiedziałem, w wielkim podniec...
-
Jeden ze starszych sympatyków Puszczy opowiadał mi o pewnej pladze sprzed lat, która dotknęła obrzeży lasu, i o tym jak ją skutecznie zw...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz